Lamentacje popołudniowe.

Gdy ktoś kiedyś zapyta mnie kiedy poczułam, że naprawdę jestem matką to już teraz wiem, że nie wtedy kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, nie wtedy kiedy poczułam ruchy dziecka w brzuchu, nawet nie wtedy kiedy je pierwszy raz przytuliłam. Największą odpowiedzialność za to małe stworzenie i jednocześnie lęk, że mogę je kiedyś stracić poczułam gdy...Tadek pierwszy raz poważnie zachorował. I może to wydaje się śmieszne, że stawałam się matką jak mój syn zanosił się od wymiotów ( mało romantyczny obrazek ;), ale tak właśnie było.
 Kiedy trzymałam go na rękach i jechaliśmy do szpitala to pierwszy raz uświadomiłam sobie, że jestem za niego zupełnie odpowiedzialna a on jest taki kruchy. Być może ta refleksja wydaje się być zbyt pompatyczna...niemniej jednak każda mama chyba wie o czym mówię. Na szczęście Tadeo już zdrowieje choć cały ten początek roku jest dla nas bardzo trudny. Najpierw alergie potem zapalenie oskrzeli, wirusówka jedna i druga a teraz możliwe,że końcówka(początek?) rota wirusa.W między czasie bardzo silnie przeżywany lęk separacyjny.
Jestem już totalnie zmęczona i marzę o wiośnie, wakacjach i chwili relaksu. No to tak- wywaliłam to z siebie wreszcie :)

Tadek w szpitalu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz