Laktacja wariacja cz.2





Powracam do tematu bo wydaje mi się bardzo ważny. Pierwszą część znajdziecie TU.

Jeszcze w ciąży karmienie piersią wydawało mi się tym co przychodzi naturalnie i bezboleśnie. Czymś co jest tak oczywiste, że nawet nie trzeba specjalnie o tym czytać czy się do tego przygotowywać. Pamiętam nawet, że zawsze jak sięgałam po gazety dla mam to dziwiłam się, że karmieniu piersią poświęcone jest aż tyle miejsca. Przecież to banalnie proste...Myliłam się. Dla mnie było to potwornie trudne.

Mam wrażenie, że nawet pierwsze karmienie nie było udane i przede wszystkim nie było efektywne. Ale może to jedynie moja obsesja. Pierwsze dni po porodzie wspominam jako jeden wielki laktacyjny znak zapytania. Położne, które denerwowały się, że nic nie rozumiem. Tadek, który miał za krótkie wędzidełko i nie mógł efektywnie ssać i ciągle płakał z głodu. Komentarze, które zamieniały się w senne koszmary : "Ale głodny", "Oj chyba się nie najadł", itp. Mój ból i poranione brodawki. Dźwięk laktatora. Kolejna próba dobrego przystawienia. Płacz Tadka. Mój płacz. I tak w kółko. Nie wiem czy byłam ciężkim przypadkiem i 99% kobiet radzi sobie lepiej. Zadaje sobie to pytanie do dziś.

W szpitalu byłam tak krótko, że nawet nie zdążyłam się o wszystko zapytać. W domu kolejne problemy. Bolące i krwawiące rany na brodawkach i kolejne próby. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam. Miałam siedzieć z rozwianymi włosami na fotelu otulona koronkowym szlafrokiem a obok mnie w wazonie świeże kwiaty. Miałam tulić w ramionach moje maleństwo i karmić je dając to co najlepsze a przy okazji przysypiając lub nadrabiając zaległości w lekturze. Niestety, wyglądałam jakbym uciekła z obozu gdzie przetrzymują więźniów wojennych. Wszystko mnie bolało i gdy tylko przychodziła pora karmienia drżałam z przerażenia.

Po pięciu dniach od porodu nabawiłam się zapalenia piersi. Wylądowaliśmy na izbie przyjęć. Znowu tu. Miałam najwyższą w życiu gorączkę. Bałam się o Tadka. Dostał pierwsze mleko modyfikowane. Popłakałam się. To był dla mnie cios prosto w serce. Nie umiem nakarmić swojego dziecka? Jestem do niczego. Dostałam antybiotyk. Sytuacja w miarę opanowana. Poradnia laktacyjna, która nie wniosła nic nowego. Dowiedziałam się, że wszystko robię dobrze. To dlaczego to zapalenie? Może taka moja uroda.

Życie powróciło do względnej normy. Wyjazd do Teściów na wakacje i... to czego bałam się najbardziej -ropień. Myślałam, że to zator, że minie. Nie minął. Po usg wylądowałam w szpitalu. Usłyszałam, że nie umiem karmić. I to od...mężczyzny (lekarza anestezjologa). Ciekawe gdzie on się nauczył? Po zabiegu pod pełną narkozą powiedzieli żebym nie ściągała mleka i nie karmiła Tadka. Chyba liczyli, że samo się wchłonie. Pielęgniarki w dobrej wierze mówiły żeby dać spokój, lekarze patrzyli jak na wariatkę. Pierwsza noc bez Tadka. Ja po zabiegu. Wszystko boli. W nocy nie mogę spać. Tęsknie za nim. Oglądam jego zdjęcia w komórce. Ściągam pokarm.

Wracamy do Warszawy. Wyglądam jakbym wróciła z odwyku. Podkrążone oczy. Dziura w piersi. Opatrunki. Szwy. Zmęczenie. Pozbyłam się tego świństwa. Teraz już będzie lepiej. Idę do poradni chirurgicznej. A tam słyszę, że otruje dziecko i mam natychmiast przestać karmić. "Proszę poprosić ginekologa o leki na wstrzymanie laktacji" słyszę. Płaczę. Dzwonię do swojej ginekolog. Opowiadam Jej wszystko. Na szczęście to nie prawda. Mogę karmić. Dostaje antybiotyk bezpieczny dla Tadzia. Zostaje wysłana do najlepszej położnej laktacyjnej jaką moja ginekolog zna i wreszcie wszystko co złe się kończy.

Teraz czasem siadam na tym fotelu, który przypomina mi pierwsze karmienia. Siadam wygodnie i jestem dumna, że walczyłam i wygrałam. Piszę to wszystko tylko dlatego, że nie każda z Was może trafić na cudowną lekarkę, która uratuje sytuacje. Lekarze i personel medyczny są niekiedy niedouczeni. Dlatego pamiętajcie: można karmić piersią przyjmując odpowiednie antybiotyki. Można karmić piersią mając ropnia i tuż po jego usunięciu. Piszę to bo mam wrażenie, że pomimo wielu akcji i fundacji wspierających naturalne karmienie rzeczywistość szpitalna (szczególnie w mniejszych miastach i wsiach) nie pomaga mamom walczyć. Bo ja już wiem, że karmienie nie jest tak proste jak mi się wydawało i czasem naprawdę trzeba walczyć. Szukajcie wsparcia do skutku.

W sumie to z perspektywy czasu nie wiem dlaczego aż tak się uwzięłam, że będę karmić piersią. Pewnie byłoby mi dużo łatwiej gdybym wtedy zrezygnowała. Czułam jednak, że to coś co mogę dać mojemu dziecku i czego nie kupię mu za żadne pieniądze.



2 komentarze:

  1. Brzmi to strasznie co piszesz, aczkolwiek moje podejście zawsze było i jest takie, że karmienie boli i nie jest niczym ani łatwym ani zbytnio przyjemnym pod względem bólu, jakoś zawsze wszędzie doświadczałam negatywnych opinii na ten temat i jestem trochę przerażona tym jak to kiedyś będzie. Gdyby nie to, że w naturalnym mleku matki jest najwięcej witamin i minerałów w ogóle nie zastanawiałabym się czy karmić dziecko z butelki, aczkolwiek mówię to z perspektywy osoby młodej i bezdzietnej, więc może kiedyś mi się odmieni myślenie. Podeszłaś do sprawy bardzo ambicjonalnie i pewnie dlatego tak Cię to boli, cieszę się, że sprawa zakończyła się dobrze i przykro mi, że Twój partner tak do Ciebie powiedział, ale to pewnie również z jego frustracji, a tak naprawdę tak nie myśli :-) powodzenia i radości z karmienia :-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maju, chyba źle mnie zrozumiałaś. Mój Mąż nigdy w życiu nie mówił mi takich przykrych rzeczy. Zawsze był przy mnie i bardzo wspierał. A takie słowa usłyszałam od lekarza anestezjologa tuż przed zabiegiem, w trakcie wywiadu.
      Moja historia jest rzeczywiście straszna,ale też pozytywna. Karmienie boli,ale jest też pięknym momentem bliskości z dzieckiem, którego w żadnej innej sytuacji aż tak nie doświadczysz. Wiele moich koleżanek również borykało się z problemami związanymi z KP. Dlatego chciałam pokazać, że w tym temacie należy słuchać tylko siebie i bardzo sceptycznie podchodzić do tego co czasem wkładają nam do głowy na temat karmienia:lekarze, rodzina, itp. Myślę,że moja historia byłaby łatwiejsza gdybym trafiła od razu na tych ludzi, którzy w efekcie mi najbardziej pomogli. Pozdrawiam Cię serdecznie i fajnie,że ktoś "bezdzietny" do nas zagląda!

      Usuń